Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tak skrajnych emocji. O Moim małym zwierzaku Marieke Lucasa Rijnevelda (tłum. Jerzy Koch) wiedziałam mniej więcej tyle, ile przeczytałam na okładce książki. Co prawda to wystarczająco dużo, aby zorientować się w tematyce, jednocześnie cała historia była dopiero przede mną. Inne recenzje, które czytałam, napisane były dość lakonicznie, nie zdradzały zbyt wiele. Zresztą, po przeczytaniu tej powieści uważam, że jedynym sposobem, żeby wytłumaczyć, dlaczego książka o tak ciężkiej tematyce może być naprawdę dobra, jest samodzielne jej przeczytanie.
Co jest w niej wyjątkowego?
Historia jest napisana w całości z perspektywy blisko 50-letniego mężczyzny, który z pełną świadomością niemoralności swojego zachowania, wchodzi w dziwną i zdecydowanie niezdrową relację z 14-latką.
Mężczyzna jest weterynarzem i pracuje na gospodarstwie, które należy do ojca dziewczynki. Mają więc okazję i możliwości widywać się stosunkowo regularnie.
Żałoba w najbliższej rodzinie dziewczynki powoduje prawdopodobnie uśpioną czujność jej ojca. Starszy brat również zajęty innymi sprawami, więc nastolatka często żyje własnym życiem i tajemnicami, których nie dzieli z najbliższymi przyjaciółmi ani rodziną. Nie brakuje tam, oczywiście, czystej i często wyrachowanej manipulacji ze strony weterynarza. Mężczyzna zresztą też boryka się z traumami z dzieciństwa, które regularnie dają o sobie znać. Stał się powiernikiem dziewczęcych tajemnic, sekretów i rozterek. Dziewczynka wchodzi w okres dojrzewania i większością tych spraw dzieli się z dużo starszym od siebie mężczyzną.
Jedno lato
Wszystko rozgrywa się w dość krótkim czasie. Powieść ma specyficzną konstrukcję, bo dialogi wplecione są w tekst. Ten z kolei ciągnie się niczym pociąg towarowy, bo autor niemalże nie używa dużych liter i unika stawiania kropek. To na swój sposób buduje atmosferę tajemniczości. Choć wiem, że niektórym to bardzo przeszkadzało podczas lektury.
Prawdą jest, że każda kolejna strona to tak naprawdę ściana tekstu. W niektórych opiniach czytelnicy wprost pisali, że było to dla nich mocno obciążające i utrudniające odbiór. Ja z kolei bałam się tego, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. W ogóle mi to nie przeszkadzało. A nawet uważam, że taka konstrukcja na swój sposób ukrywa to, co autor przekazuje. Ciężar treści chowa się w gąszczu słów.
Historia jest opowiedziana powoli. Momentami jest zwyczajnie obrzydliwa. Na pewno trzyma w napięciu i oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. To nawet bardziej monolog głównego bohatera, skierowany do dziewczynki, którą manipulował i finalnie wykorzystał. Może to też jego forma wytłumaczenia się z tego, co zrobił. Narracja zdradza od pewnego momentu, jaki będzie finał tych wydarzeń, jednocześnie bohater wciąż wraca w swojej opowieści do zdarzeń, które nastąpiły, zanim wszystko się zakończyło.
Moja ocena: ★★★★★★★☆☆☆
Marieke Lucas Rijneveld Mój mały zwierzaku
Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!