27 śmierci Toby’ego Obeda Joanny Gierak-Onoszko to reportaż o rdzennych mieszkańcach Kanady, także o tym, jak wielką ingerencję w ten kraj w brutalny sposób przeprowadziła Europa. Książka trudna i momentami przygnębiająca. Warta uwagi, bo z pewnością poszerza świadomość na temat Kanady i jej historii.
Poruszająca i trudna do przebrnięcia
Kiedy dotarł do kantyny, dzieci patrzyły na niego w ciszy. Stanął w kolejce, wziął miskę z owsianką. Dał radę wmusić w siebie dwie łyżki. Ale po wczorajszym jego organizm nie był w stanie ich przyjąć i Ed zwymiotował. Wpatrywał się w jaskrawe kawałki marchwi, które zwrócił właśnie na szarawą owsiankę, i starał się powstrzymać kolejne torsje swojego nienawykłego do prądu, ledwie ośmioletniego organizmu.
U jego boku pojawiła się wtedy siostra Wesley, opiekunka chłopców. Wzięła miskę Eda i wylała jej zawartość na podłogę.
-Zjedz to – powiedziała.
Chłopak zczołgał się na ziemię i zaczął zagarniać dłońmi masę z powrotem do naczynia, a zaraz potem – szukać łyżki.
– Nie tak. Masz jeść jak pies.
Ed nie rozumiał, więc siostra chwyciła jego głowę i wepchnęła do miski. Zapach wymiocin przemieszanych z jedzeniem sprawił, że chłopca znów chwyciły torsje. Próbował wydłubywać łyżką niezanieczyszczoną owsiankę z samego dna, ale nie na wiele się to zdało. Nie dawało się nie nabrać rzygowin, które – co prawda – śmierdziały jak ocet, ale smakowały gorzko, jak żółć.
(…)
Obrońca byłej zakonnicy przekonuje, że kontakt z własnymi wymiocinami to przykrość, ale przecież krótka, jednorazowa. Nie warto po czterdziestu latach wracać do jakiegoś niezbyt miłego, ale tylko epizodu!
Powyższe fragmenty w mojej opinii oddają w znacznej mierze kwintesencję tego reportażu. Krzywdę najmłodszych wyrządzaną im z rąk dorosłych, nierzadko duchownych. Także nieskuteczne poszukiwanie sprawiedliwości, a może jakiegoś zadośćuczynienia (jakkolwiek by tego nie nazywać, sens ma raczej symboliczny) w dorosłym życiu.
Bohaterowie książki
Tytuł reportażu może nieco zmylić, ponieważ nie skupia się ona jedynie na historii Toby’ego Obeda. Jednak jego opowieść jest mocnym wstępem. Tytułowe, metaforyczne śmierci odbieram w historiach pozostałych osób, które podzieliły się swoimi doświadczeniami z autorką. Są to rdzenni mieszkańcy Kanady (po przeczytaniu książki będziemy wiedzieli, dlaczego używanie określeń Eskimos czy Indianin jest nie na miejscu), którzy w dzieciństwie nierzadko w sposób okrutny i brutalny zostali odebrani rodzicom i umieszczeni w szkołach z internatem. Szkołach zlokalizowanych w miejscach odludnych i prowadzonych przez duchownych. Szkołach, w których te dzieci doświadczyły poniżania, bólu, wykorzystywania, molestowania i maltretowania. Nie zabranie wzmianki o tym, w jaki sposób będąc już dorosłymi osobami próbowały dochodzić sprawiedliwości, jaki był cennik doznanych krzywd oraz jak zareagowały na prawdę władze Kanady oraz głowa Kościoła katolickiego.
Moja ocena: ★★★★★★★★★☆
Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!