Niby wiem, że Krystyno, nie denerwuj matki Michaliny Grzesiak to nie jest żaden poradnik, jednak nie jest to też zbiór felietonów, czy jakieś niepublikowane wcześniej na blogu autorki zapiski. Książka, co by nie było, opowiada o pewnym wycinku z życia samej Grzesiak i tak się akurat złożyło, że w tym czasie zaszła ona w ciążę i ten czas oraz pierwsze lata życia jej pierworodnego dziecka są kanwą tej publikacji. A wyszło, jak wyszło.
Dziennik ciążowy, czyli zapiski przyszłej matki
Książka najpewniej miała być zabawna i muszę przyznać, że w nielicznych paru momentach naprawdę jest. Jednak ogólnie rzecz ujmując, to według mnie jest najzwyczajniej w świecie ordynarna. Ja wiem, że ciąża to naturalny proces fizjologiczny i wcale nie oczekiwałam udawania, że jest pięknie, kolorowo, pachnąco, bezboleśnie i bezproblemowo. Jednak mimo wszystko, u Michaliny Grzesiak ciąża to głównie problemy gastryczne, dużo wypróżniania się, sporo nadmiarowych kilogramów (przy czym, wnioskując z opisu życia sprzed tego stanu, nie jest to wcale wina rosnącego w jej łonie dziecka) oraz partnera dopinającego się o seks oralny. Ponadto w książce jest niesamowicie dużo wulgaryzmów. Tak dużo, że aż niesmacznie. Przywoływanie dialogów czy sytuacji, w której obecne były dzieci i wplatanie tam wulgaryzmów odbieram jako co najmniej dyskusyjne, żeby nie powiedzieć – zwyczajnie oburzające.
Jak w moje ręce wpadły książki Michaliny Grzesiak?
Nieco ponad rok temu, szukając prezentu dla bliskiej mi przyszłej mamy, natknęłam się na publikacje Michaliny Grzesiak. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest to ta sama pani, którą kojarzę z super-irytującej mnie reklamy kosmetyków Bambino. Bądź co bądź, książka Krysia, mała książka wielkich spraw zbierała wiele bardzo pochlebnych recenzji, więc zaryzykowałam i sprezentowałam książkę bez jej wcześniejszego sprawdzenia. Jakiś czas później pobrałam na Legimi obydwie książki pani Grzesiak, czyli łącznie z jej pierwszą publikacją: Krystyno, nie denerwuj matki. Przez swoje zamotanie najpierw przeczytałam drugą książkę i blisko rok na przeczytanie czekała druga, która w rzeczywistości jest pierwszą. Gdybym czytała zgodnie z kolejnością wydania, z pewnością nie dotarłabym do drugiej pozycji.
Co te hormony robią z kobietą…
Biorąc pod uwagę fakt, jak młodziutka była jeszcze autorka w czasie swojej pierwszej ciąży mogę zrozumieć, że po tej drugiej już nieco dojrzała emocjonalnie. Może też ktoś jej doradzał przy publikacji kolejnej książki, a może sama na chłodno przeczytała to, co stworzyła. Lub też zorientowała się, że to jej maleńkie potomstwo kiedyś w końcu nauczy się czytać i może zapoznać się z twórczością rodzicielki. W każdym razie jej drugą książkę czyta się o niebo lepiej. Nie mam tam płytkiego humoru, ale nie ma też moralizatorstwa. To naprawdę ciepła, szczera i momentami wzruszająca książka o wciąż młodej mamie. Tę drugą polecam! Tę pierwszą polecam sobie odpuścić.
Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!