Dzisiaj Walentynki, więc wystawy sklepowe zaczerwieniły się od wszelkiego rodzaju serduszek i kwiatów, a piękne, błyszczące i pękate pudełka z czekoladkami zachęcają do zakupu. Książkę, którą właśnie skończyłam czytać, uważam za nie mniej wspaniałą propozycję z okazji Święta Zakochanych – dla siebie lub bliskiej osoby. Tym bardziej, że nawiązuje do czekoladowych przyjemności.
W poszukiwaniu czekolady
Nie ukrywam, że po książkę Wedlowie. Czekoladowe imperium Łukasza Garbala sięgnęłam głównie dlatego, że jestem strasznym łasuchem, bardzo lubię słodycze i to właśnie dużo słodkości od tej książki oczekiwałam. Książką jestem oczarowana, choć wcale tej słodyczy nie było tam tak wiele. Niemniej jednak niejednokrotnie pobudzała ona mój apetyt, więc uprzedzam, że ochota na słodycze podczas lektury najpewniej i tak przyjdzie.
Jak to się wszystko w ogóle zaczęło?
Jak rozwijała się ta znana dzisiaj powszechnie firma i czy od samego początku specjalizowała się właśnie w produkcji czekolady?
Założycielem firmy był Karol Wedel, był Niemcem, fachu cukierniczego uczył się za granicą, a mniej więcej w połowie XIX wieku przyjechał do Warszawy, gdzie założył firmę. Nie było wtedy jeszcze w ogóle mowy o czekoladzie i nawet niespecjalnie słodyczach, bo w swoim asortymencie miał, między innymi, pastylki, które traktowane były bardziej jako lekarstwo niż łakocie.
E. Wedel i syn
Widniejący inicjał imienia E. Wedla na w zasadzie wszystkich opakowaniach produktów wedlowskich należy do Emila, syna Karola. Odziedziczył on firmę po swoim ojcu i kontynuował to dzieło, aby później, naturalną koleją rzeczy przekazać je swojemu synowi, Janowi.
Jan, podobnie jak jego przodkowie, zdobywał wykształcenie za granicą. Uzyskał nawet tytuł doktora chemii. Mimo możliwości zamieszkania poza Polską zawsze powtarzał, że tutaj chce zostać, bo tutaj jest tak dużo do zrobienia.
Za jego kadencji firma niesamowicie się rozrosła. Pojawiły się, między innymi: żłobek, dzieciniec oraz przedszkole dla dzieci pracowników, organizowane były zajęcia sportowe, chociażby gimnastyka, zawiązały się pracownicze kluby sportowe, dla pracowników dostępny był lekarz oraz stomatolog, zaczęły powstawać pierwsze mieszkania pracownicze. Swego czasu Jan zakupił nawet samolot! Przedsiębiorstwo się powiększało, fabryka zmieniła swoją siedzibę na o wiele bardziej przestronną i komfortową, stosowano nowoczesne metody, rozwiązania i innowacyjne maszyny.
Słynny Chłopiec na zebrze
Nigdy się tym specjalnie nie interesowałam, więc nie miałam pojęcia, że chłopiec na zebrze z tabliczkami czekolady, który widnieje we współczesnych reklamach wyrobów Wedla, to żadna nowość. Postać ta została wykreowana na zlecenie Jana Wedla przez włoskiego plakacistę Leonetto Capiello jeszcze w latach 20. XX wieku.
Postać dziecka miała budzić skojarzenie beztroski, wykorzystany wizerunek egzotycznej na tamte lata zebry, to coś fantazyjnego, może również nieco luksusowego. Chłopiec zamiast plecaka ma na swoich barkach tabliczki czekolady. Nazywano go Maciusiem, nawiązując do tytułowej postaci Króla Maciusia Pierwszego z bajki Janusza Korczaka. Postać Korczaka spotka się zresztą z Janem Wedlem, ale w zupełnie innych okolicznościach: w trakcie wojennej okupacji celem zdobycia żywności dla dzieci w sierocińcu.
Trudna wojenna rzeczywistość
Fabryce udało się funkcjonować mimo wybuchu II wojny światowej i wszelkich trudności z tego wynikających. Kradzieże, donosiciele, reglamentacja żywności, przymusowe ograniczenia w produkcji – nie było łatwo. Jednak najtrudniejsze przyszło dopiero wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego.
Jan Wedel został zupełnie odcięty od fabryki. Trwało to kilka miesięcy. Budynek przedsiębiorstwa bardzo mocno zniszczono. Sporo członków najbliższej rodziny Jana zginęło jeszcze w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku.
Po wojnie fabrykę znacjonalizowano, zmieniono jej nazwę na Imienia 22 lipca, Wedla najprawdopodobniej po prostu z niej usunięto, choć jako oficjalny powód podano jego zły stan zdrowia. Do swojej nazwy firma wróciła dopiero w roku 1989.
Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!