W ostatnim czasie raczej królowały u mnie reportaże. Wydaje mi się, że taka książka (o ile jest dobrze napisana) to coś znacznie więcej niż klasyczna powieść, bo opowiada prawdziwą historię, często niełatwą i bolesną. Jakoś tak się zebrało, że rzuciłam się w wir czytania książek non-fiction, bo zauważyłam, że na dłużej zostają w mojej głowie i często idzie za tym jakaś refleksja, może nawet zmiana w życiu. Ale czy to znaczy, że w ogóle nie czytam powieści? Nic podobnego 🙂
Skąd ten tytuł w moich rękach?
Tak jak pisałam w urodzinowym wpisie, od niespełna roku jestem na Instagramie. Jest to dla mnie nieprzebrane źródło inspiracji czytelniczych, często sprawdzonych i nawet godnych zaufania. Dokładnie tak się stało w przypadku Miniaturzystki Jessie Burton. Recenzję tej książki, a właściwie najpierw jej drugiej części, czyli niedawno opublikowanego Złotego domu przeczytałam u jednej z bookstagramerek, Dominiki. Książkę czytała podczas urlopu w Amsterdamie. Oczywiście był to główny powód, dla którego zainteresowałam się tą historią, ponieważ byłam w tamtym momencie w samym środku przygotowań do urlopu w Holandii właśnie. Wyjeżdżając gdzieś, lubię wziąć ze sobą książkę o tym miejscu lub taką, której akcja toczy się dokładnie tam, gdzie będę. Wypożyczyłam więc Miniaturzystkę z miejskiej biblioteki i zaczęłam czytać w zasadzie podczas drogi na lotnisko.
Wciągająca i nieoczywista
Powieść Jessie Burton wciągnęła mnie błyskawicznie. Autorka używa przyjemnego, lekkiego języka, dzięki któremu historię czyta się szybko i płynnie, opowieść rozkwita stopniowo niczym najpiękniejsze i najpopularniejsze tutaj, holenderskie tulipany. Mocno wciągnęła mnie historia młodziutkiej Nelli, która mając raptem osiemnaście lat, poślubiła starszego od siebie mężczyznę i rozpoczęła nowe życie w zupełnie obcym dla siebie miejscu. Tak samo jak główna bohaterka, stopniowo poznawałam tajemnice rodziny Brandt, do której dołączyła Nella. Trudna w obyciu i początkowo oschła szwagierka, stale nieobecny w domu mąż, służba. Każda z tych osób zdawała się mieć swoje własne tajemnice i sekrety. Od książki nie sposób się oderwać. Przerzucałam kolejne strony w każdej wolnej chwili, często przy kawie i tradycyjnych holenderskich stroopwafels.
Jessie Burton Miniaturzystka
Co w książce jest takiego wyjątkowego?
Dobrze poprowadzona narracja, chronologia wydarzeń i garstka oryginalnych bohaterów, których bardzo szybko można polubić. Autorka dawkuje informacje o miejscu i postaciach, co działa na ogromną korzyść całej historii. Nie brakuje nutki tajemnicy albo nawet wręcz dreszczyku emocji. Nella otrzymuje od swojego męża miniaturkę ich wspólnego domu w ramach prezentu ślubnego. Postanawia zapełnić wnętrza meblami, postaciami i akcesoriami. W tym celu podejmuje współpracę z miejscowym miniaturzystą. Okazuje się, że to osobliwa postać, która w dodatku zna wiele tajemnic rodziny Brandt. A może nawet potrafi przepowiadać przyszłość? Taka umiejętność bardzo by się tej rodzinie przydała, więc czy ta znajomość przerodzi się w coś korzystnego? Nie chcąc zdradzać nic więcej, po prostu polecam tę książkę przeczytać!
Moja ocena: ★★★★★★★☆☆☆
Jessie Burton Miniaturzystka
Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!