Marcin Wojdak, znany ze swojej działalności na Instagramie pod pseudonimem Cosmoderna, zadebiutował wydawnictwem książkowym Ostatni turnus. Pocztówki z wczasów w PRL-u. Jednak książka z pewnością nie jest wyłącznie albumem z fotografiami autora. Niewątpliwie bliżej jej do reportażu, jednak z uwagi na spory dystans autora w opowiadanych historiach, ciężko mi ją wprost przypisać do tego gatunku. Jednak w końcu, czy ma to aż takie znaczenie?
Zdjęcia pachnące leśną ściółką
Książkę czyta się przyjemnie, szybko i płynnie. Całość nie jest jedną chronologiczną opowieścią, więc można poszczególne historie czytać przypadkowo, bez zachowania narzuconej sekwencji. Jeśli tylko ktoś tak potrafi, bo dla mnie to zakrawa na jakiś rodzaj profanacji.
Autorowi nie brakuje błyskotliwego żartu i sporego humoru w opowiadaniu o miejscach, które uwiecznił na zdjęciach. Bardzo podoba mi się konstrukcja książki. W zdecydowanej większości prezentowanych miejsc wstępem jest krótka i zazwyczaj nieoczywista historia o wybranym ośrodku wczasowym bądź tylko jego jakimś konkretnym atrybucie. Dzięki dużemu dystansowi, a czasami wyolbrzymieniom, niektóre opisy są wręcz absurdalne, jednocześnie bardzo pobudzają wyobraźnię. Dopiero po przerzuceniu kolejnej strony oczom czytelnika ukazuje się główny bohater historii. To przemyślany i dobrze zaprojektowany układ reportażu. Dzięki temu zdjęcia nie przyćmiewają treści, mimo że są naprawdę niezwykle klimatyczne.
Część miejsc, które Marcin Wojdak pokazuje w Ostatnim turnusie to miejsca opuszczone i mocno zniszczone, jednak potrafi on dostrzec w nich coś pięknego i wyjątkowego. Oglądając fotografie zamieszczone w książce, można wręcz przenieść się w eksplorowane przez autora miejsca, a nawet poczuć intensywny zapach leśnej ściółki, bo spora część tych ośrodków zlokalizowana jest w samym centrum lasu.
Miejsca wciąż istniejące
Część z ośrodków wczasowych prezentowanych w publikacji wciąż działa w nieznacznie zmienionej postaci. Ba, czytając o kolejnych miejscach, zaczynały pojawiać mi się w głowie konkretne lokalizacje, w których kiedyś już sama byłam, a w których odnalazłabym zbliżone cechy do tych z książki. Myślę, że w Polsce wciąż wiele jest podobnych lokalizacji. Książka Marcina Wojdaka otwiera oczy na takie nieoczywiste, a czasami ukryte gdzieś w leśnej gęstwinie miejsca o niepowtarzalnym klimacie i uroku. Bardzo często miejsca utrzymane w tym klimacie, często niezamierzenie, po prostu z uwagi na brak modernizacji mimo upływu lat, oceniane są jako przestarzałe, staromodne. No, słowem, PRL-owskie! Tylko czy to w zasadzie zawsze musi być ich wadą?
Ostatni turnus jest książką pięknie wydaną. Z przyjemnością się ją czyta, ale też wraca do niej, żeby po prostu po raz kolejny obejrzeć fotografie autora. Na przykładzie tego tytułu widać, jak wiele książka ze zdjęciami może zyskać lub stracić (jak w przypadku Architektury szczęścia, o której pisałam niedawno). Z niecierpliwością czekam na obiecany przez autora ciąg dalszy.
Współpraca
Książkę Marcina Wojdaka Ostatni turnus. Pocztówki z wczasów w PRL-u otrzymałam od Wydawnictwa Znak. Dziękuję za zaufanie i możliwość odbycia tej sentymentalnej podróży po Polsce!
Moja ocena: ★★★★★★★☆☆☆
Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!