Nietrafiony tytuł

Dawno już nie zdarzyło mi się czytać książki, przy której bardzo szybko zorientowałam się, że albo nie są to zupełnie moje klimaty, albo uważam ją za na tyle słabą, że z pewnością wysoko jej nie ocenię. Oczywistym jest dla mnie fakt, że nie da się sięgać nieustannie wyłącznie po książki wybitne. Czasem trzeba trafić na coś słabszego. W przeciwnym razie te wybitne nie byłyby wcale takie wybitne, bo niby względem czego by się wyróżniały? Mimo że mało mam takich tytułów, to niestety Błękit Vincenta Vina zalicza się do tego kameralnego grona.

Trudny początek

Błękit to według mnie powieść obyczajowa. Opis na okładce niewiele zdradził z tego, czego można się spodziewać po historii (to romans, dramat?). Jej głównym bohaterem jest pisarz w kryzysie twórczym i związkowym. Przez własną porywczość sąd skazał go na prace społeczne, które – tak się złożyło – odbędzie jako nauczyciel wychowania fizycznego w szkole na jednej z egzotycznych wysp. Ledwo przyjechał, od razu wdał się w romans ze szkolną sekretarką. Ten wątek był strasznie przewidywalny i jakiś taki… płaski. Żeby nie powiedzieć infantylny. Całe szczęście, że dość szybko się zakończył.

W poszukiwaniu nici porozumienia

Ethan relacje ze swoimi uczniami od początku miał niełatwe. Krnąbrni nastolatkowie nie obdarzyli go zaufaniem ani sympatią. Co można z tym zrobić? A no, na przykład, okiełznać nieco języka, którym posługuje się ludność miejscowa, żeby z jednej strony nieco im zaimponować, z drugiej zaś, po prostu ich zrozumieć.

W miarę poznawania języka, poznał też historię tego kameralnego miejsca. Konflikty wśród mieszkańców, trudne relacje i waśnie (również rodzinne). Nieco otworzyło mu to oczy na relacje pomiędzy uczniami i nierzadko występujące napięcia na boisku.

Niewykorzystany potencjał

Poznanie historii wyspy było według mnie dobrym źródłem jakiegoś zwrotu akcji w książce, tchnięcia w nią nieco życia. Uważam, że tego zdecydowanie zabrakło. Pojawia się co prawda krótki wątek, można powiedzieć, dramatyczny, nie obędzie się też bez rozlewu krwi, natomiast to tylko krótka, poboczna historia.

Książka mocno mi się dłużyła. Uważam, że autor zbytnio rozwleka wiele, zupełnie nieistotnych szczegółów i nic nie znaczących wydarzeń. Zamiast dodać w ten sposób klimatu, czułam, jakby ktoś rozkładał na części pierwsze niemalże każdy jeden ruch głównego bohatera. Powieść zrobiła się obszerna, bo rzeczywiście ma przeszło 400 stron, natomiast bardzo mało jest tam treści, esencji, „mięsa”. A szkoda.

Współpraca

Powieść Błękit Vincenta Vina otrzymałam w ramach nawiązanej współpracy od Wydawnictwa Borgis, za co w tym miejscu jeszcze raz szczerze dziękuję!

W październiku pisałam o dwóch innych książkach od Wydawnictwa Borgis. Fenomen daty Joanny Zimowskiej to historia kryminalna osadzona w polskich realiach, a Przysionek wieczności Łukasza Matysiaka to naprawdę całkiem dobry thriller, idealny dla fanów zjawisk nadprzyrodzonych.

Moja ocena: ★★★★☆☆☆☆☆☆

Vincent Vin Błękit

Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność na blogu, postaw mi wirtualną kawę. Przecież wiadomo, że kawa i książki to duet doskonały. Dziękuję za Twoje wsparcie!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *